środa, 24 października 2012

Spontaniczne reakcje i stała obserwacja


 Podczas badań w terenie może dojść do nieoczekiwanych wydarzeń. Mogą one ułatwić lub utrudnić prowadzenie badań, a także zmienić wcześniej przyjętą hipotezę. Zamieszki w Dar es salaam, mające podłoże religijne są właśnie takim przypadkiem, a w oczach badacza niosą ze sobą potężną dawkę informacji.
Jeśli badacz robi badania dedukcyjne i zaczyna pracę w terenie z góry przyjętą hipotezą, takie wydarzenie jak zamieszki na tle religijnym w Dar es salaam, może przyczynić się do obalenia wcześniej założonej tezy. Stąd też wiele osób zwraca się do mnie z zapytaniem, co zamierzam teraz zrobić, kiedy moja teoria dotycząca pokojowego współegzystowania muzułmanów i chrześcijan została podważona. Po pierwsze obalenie hipotezy również jest sukcesem w nauce, ponieważ zapobiega powstaniu fałszywych danych. Po drugie za wcześnie mówić tu o jakimkolwiek potwierdzeniu lub obaleniu jakiegoś założenia. I co jest równie istotne … moje wstępne zapytanie, z którym jechałam do Dar nie było hipotezą, tylko punktem wyjścia do badań co jest znaczną różnicą. Wspominałam o „ciemnych stronach miasta”, taka strona właśnie została ujawniona. I co ciekawe, jest to tylko jeden element całości badań, które w moim przypadku dotyczą granic religijnych. Wydarzenia, które doprowadziły do zamieszek są właśnie częścią tych granic.

Tak. W moim przypadku ostatnie wydarzenia znacznie ułatwiły mi prowadzenie badań. Bardzo istotna jest w takiej sytuacji obserwacja: reakcja ludzi na to co zaszło i ich wypowiedzi. Spontaniczne wypowiedzi  czy spontaniczne zachowania mają duże znaczenie, ponieważ niosą ze sobą komunikaty na temat ludzi i środowiska, w którym przebywają. Ostatnio usłyszałam ciekawy komentarz, że prawdziwa obserwacja w sensie naukowym dotyczy tylko biologów, zoologów etc., którzy miesiącami przesiadują w jednym miejscu i obserwują zachowanie zwierząt. Antropolog nie może w prawdziwy, naukowy sposób prowadzić obserwacji. O ironio! Osoba, która wyrażała ową opinię na ten temat od dwóch miesięcy jest pod moją stałą obserwacją, nie będąc tego w ogóle świadoma. Oczywiście nie informowałam jej o tym fakcie. Musiałabym wtedy zrezygnować z obserwacji, ponieważ osoba świadoma tego, że jest obserwowana mogłaby zmienić swoje zachowanie. Trzeba być ostrożnym w podejmowaniu decyzji, komu można, a komu nie powinno się ujawniać celu naszego pobytu. Zdarzają się bowiem osoby, które w wyniku takich informacji, wykorzystując osobę badacza, zniekształcają obraz rzeczywistości. I odpowiadając na ewentualne zarzuty, że właśnie subiektywne spojrzenie na świat jest przedmiotem badań antropologa, pozwolę sobie zauważyć, że istnieje różnica pomiędzy wyrażeniem własnej opinii, a celowym przekłamaniem.  Miałam niedawno sytuację, która bardzo dobrze obrazuje taki przypadek, gdzie spontaniczna reakcja odkryła prawdziwe podejście do pewnego zagadnienia. Podczas rozmowy z dwójką osób, które znam już dość dobrze i które są świadome, że prowadzę badania, zapytano mnie jaką odmianę islamu dokładnie badam. Kiedy odpowiedziałam, że szyizm oboje ironicznie zaśmiali się pod nosem, jeden z nich nawet delikatnie „parsknął śmiechem”. Była to całkowicie przez nich nieprzemyślana reakcja, ponieważ zaraz potem natychmiast spoważnieli. Ta reakcja sprowokowała mnie do zadania kilku kolejnych pytań.  Odpowiedzi  w ogóle nie pokrywały się z tym co zaobserwowałam. Spontaniczna reakcja połączona z wypowiedzią pozwoliła mi stworzyć całkiem ciekawy obraz dotyczący opinii tych dwóch osób na temat szyitów. Osobno jednak: reakcja bez komentarza lub komentarz bez widocznej reakcji doprowadziłby mnie do całkiem innych wniosków. Tak więc pomimo, że język w dalszym ciągu stanowi najbardziej istotne źródło informacji, to jednak spontaniczna reakcja również powinna być barana pod uwagę. Umiejętność wyciągnięcia wniosków na podstawie zachowania i wypowiedzi osiąga się dopiero po pewnym czasie i to właśnie w wyniku obserwacji. Dlatego tak istotne jest moim zdaniem, aby wypowiedzi respondentów umieszczone były w odpowiednim kontekście, który w pewnej mierze nadaje procesowi komunikowania kształt. Sama również staram się nie prowadzić wywiadów z osobami dopiero co poznanymi, z którymi oficjalnie umawiam się na jeden lub dwa wywiady. Każdy mój potencjalny respondent to osoba, którą poznałam dużo wcześniej, która mnie zna, w pewnej mierze ufa, traktuje jak „swoją”, nie pilnuje się już w wyrażaniu swojej opinii. Dzięki temu wywiad pozwala mi na lepszą interpretację, bardziej wiarygodną. Nie zmienia to jednak faktu, że obserwuję również przypadkowe osoby i ich reakcje. Również niemożliwe jest „zaprzyjaźnienie się” z każdym respondentem, jeśli do wywiadu potrzebujemy ich na przykład stu.  
Istnieją również miejsca, gdzie wymiana poglądów na dany temat jest bardziej prawdopodobna. W moim przypadku nieocenionym źródłem informacji jest stół przy którym jadam wraz z Ojcami. Po przeczytaniu porannej gazety, lub podczas posiłku, po wiadomościach, następuje relacjonowanie dnia, wydarzeń, wygłaszanie poglądów. To wszystko jest niebywałym źródłem informacji dla mnie jako badacza. Odkryłam to zupełnie przypadkiem. I tak oto okazało się, że zupełnie ignorowane przeze mnie miejsce, gdzie teoretycznie miałam „odpoczywać” od badań, stało się jednym z najważniejszych źródeł informacji.  Faktem jest, że nawet kiedy badacz teoretycznie odpoczywa, zamyka komputer, odkłada książki czy gazety i przestaje pytać, to jednak cały czas obserwuje i zapamiętuje, porównuje i analizuje, a to wszystko dzieje się na bieżąco w głowie nawet podczas kolacji. Po pewnym czasie staje się to nawykiem. Jeśli badacz zapomina o tym, jeśli w pewnym momencie nie jest  w stanie stwierdzić co ciekawego, nietypowego wydarzyło się w danym dniu, tygodniu… to oznacza, że powinien wracać, a badania dobiegły końca.
Z powyższych wypowiedzi możemy wywnioskować, że faworyzuję wywiad swobodny i spontaniczne wypowiedzi. Owszem, mam pewną słabość do prowadzenia badań w miarę jak najbardziej naturalnym środowisku. Moje sympatie nie determinują jednak w całości moich metod badawczych. Owszem powyższe przykłady komunikacji z miejscową społecznością są pomocne, ale należy wziąć pod uwagę również wywiad skategoryzowany, gdzie przygotowane mamy konkretne pytania i posługujemy się uprzednio przygotowanym kwestionariuszem. Wywiad swobodny bowiem może doprowadzić do utraty kontroli nad rozmową i całkowitego zejścia z tematu. Oczywiście, badacz powinien być przeszkolony w sposobie naprowadzania respondenta na główny wątek i utrzymania w granicach tematu rozmowy, jednak czasami umożliwienie respondentowi swobodnej wypowiedzi powoduje nie tylko utratę wątku, ale również niemożność dowiedzenia się czegokolwiek konkretnego. I taki wywiad zalicza się do wyjątkowo trudnych. Miałam taką sytuację, kiedy podczas rozmowy zadałam respondentowi pytanie na temat jego opinii dotyczącej wybuchu zamieszek w mieście. Jego wypowiedź była bardzo lakoniczna i za każdym razem kończyła się powrotem do wątku, który był najbardziej interesujący dla respondenta. Oczywiście swoboda całej konwersacji pozwalała mi na drążenie tematu, jednak poczucie właśnie tej swobody powodowało, że respondent zapominał w jakim celu ten wywiad właściwie jest przeprowadzany i przestawał współpracować. To doświadczenie nauczyło mnie, że w przypadku wywiadu dotyczącego zamieszek w mieście posłużę się kwestionariuszem. Jest to  odpowiednia metoda, ponieważ dotyczy konkretnego wydarzenia. W przypadku całości moich badań wywiad otwarty nie jest zły, szczególnie jeśli mamy możliwość regularnego spotykania respondenta.

Podczas zamieszek w Dar Es Salaam wyłonił się kolejny sposób pozyskiwania danych, a konkretnie kolejna osoba, będąca elementem metody badawczej – informator. Dawno temu informator kojarzony był z miejscowym tłumaczem, który wyjaśniał badaczowi poszczególne elementy konkretnego rytuału, tłumaczył lokalny język, wprowadzał do społeczności, podsuwał kolejne kontakty. Wiele współcześnie się nie zmieniło. W moim przypadku jedynie rytuały zamieniłabym na bieżące wydarzenia. Taka forma pomocy jest dla badacza nieoceniona przede wszystkim wtedy, kiedy na przykład badacz ma problem z poruszaniem się w zupełnie nieznanej sobie strefie (przedmieścia Dar Es Salaam i ich mieszkańcy).

Na koniec warto wspomnieć o notatkach własnych. Tzw. „gęsty opis” opisany przez C. Geertza jest również bardzo pomocnym źródłem informacji. Głównie po powrocie z terenu i analizie notatek, kiedy coś, co wydawało nam się nieistotne (mimo wszystko zawsze należy notować nawet najmniejsze i najbanalniejsze szczegóły) nagle po powrocie i ponownej analizie rzuca nam zupełnie nowe światło na nasze badania. Na gęstym opisie kończyć jednak nie należy. Warto również przygotować sobie coś w rodzaju rysu sytuacyjnego, formularza, w którym zawieramy np. takie informacje jak czynności w porządku chronologicznym, ocena tych czynności i odpowiednia kwalifikacja. W moim przypadku warto również skupić się na oddzieleniu samych przyczyn powstania danej sytuacji. Warto również skonfrontować własne spostrzeżenia z relacjami z gazet lub relacjami innych świadków. Pozwala to rzucić światło również na nasz indywidualny osąd dotyczący danego zjawiska.

Podsumowując sytuacja w Dar es salaam przyczyniła się do zwiększenia liczby narzędzi badawczych i sprecyzowania kierunku badań. Zamieszki w dużym stopniu rzuciły światło na dotychczas mało widoczne aspekty przedmiotu moich badań, ale nie wpłynęły na tym etapie na zmianę lub ugruntowanie jakiejkolwiek hipotezy.

sobota, 6 października 2012

W terenie przede wszystkim jesteśmy nowicjuszami. Czyli o szoku kulturowym.


         Każda nowa praca, nowe środowisko czy sytuacja powodują, że czujemy się trochę jak dziecko we mgle. Robimy małe kroczki, skupiając się na ciągłej obserwacji, naśladujemy innych, pytamy, czasami irytujemy się. Dokładnie tak samo czuje się badacz, kiedy pierwszy raz pojawia się w nowym środowisku, które zamierza badać. Jednym z głównych czynników determinujących poczucie wyobcowania jest język, a właściwie brak jego znajomości. Znajomość języka przydaje się, żeby zyskać zaufanie lokalnej społeczności i dowiedzieć się sporo o miejscu w którym się przebywa. Jeżeli badacz nie zna lokalnego języka, w dużej mierze jest odseparowywany od wielu istotnych kwestii, które w przyszłości mogłyby mieć znaczący wpływ na wyniki badań.  Posłużę się tutaj przykładem sprzed kilku dni. W Dar Es Salaam gorącym tematem jest teraz spór między Tanzanią i Malawi o Jezioro Malawi i znajdującą się w nim potencjalnie ropę. Kilka dni temu stałam się świadkiem dyskusji dwójki moich znajomych na temat tej sytuacji. Znajomi rozmawiali po angielsku więc dołączyłam do rozmowy. Po pewnym czasie dołączyli do nas inni. Wśród nich był mężczyzna, który nie posługiwał się językiem angielskim. Dyskusja przeszła więc na język kiswahili. W tym momencie, w sposób zupełnie nieświadomy, zostałam odsunięta od rozmowy. Wprawdzie rozumiałam kontekst, rozumiałam również poszczególne opinie, nie mogłam jednak wyrazić własnej opinii, ponieważ moja znajomość języka kiswahili daleko odbiega od możliwości uczestnictwa w tego typu rozmowach. W tym momencie czułam się wyobcowana. Tej sytuacji towarzyszyło również uczucie poirytowania.  Pojawił się u mnie dysonans poznawczy: z jednej strony czułam gniew spowodowany takim potraktowaniem mojej osoby - jestem tu gościem, powinni więc uszanować moją obecność i mówić w języku mi znanym. Z drugiej jednak strony będąc badaczem, nie chciałam być odbierana jako gość, ponieważ gość jest traktowany jako obcy. Fakt więc, że mówili w języku kiswahili mógł być dowodem na to, że nie czuli dyskomfortu z powodu mojej obecności jako gościa, wobec którego powinni zachowywać się inaczej. Mogłabym więc pozwolić sobie na taki wniosek, że z jednej strony umknęło mi sporo istotnych informacji dotyczących obecnej sytuacji w Tanzanii, z drugiej strony powinnam być zadowolona, że zostałam potraktowana jako „swoja”, ponieważ wprawdzie teraz nie mam korzyści z tej rozmowy, ale w przyszłości takie podejście do mojej osoby może przynieść mi sporo korzyści.
Brak znajomości języka bardzo często powoduje, że stajemy się obiektem żartów. Pewna dziewczyna opowiadała mi sytuację, kiedy dwóch młodych Niemców po rocznej nauce języka kiswahili na swojej macierzystej uczelni, przyjechało do Dar robić badania. W konfrontacji z miejscową społecznością okazało się jednak, że system ich nauczania był przestarzały i zwroty którymi się posługiwali nie są już aktualne wśród mieszkańców miasta. Młodzi naukowcy stali się obiektem żartów. Mnie samej również zdarzały się sytuacje, w których stawałam się obiektem żartów w związku z moimi błędami językowymi. W takiej sytuacji należy mieć duży dystans do siebie i sporą dawkę pokory. Musimy jednak być świadomi, że tego typu zachowanie nie jest elementem kultury, który należy akceptować. Jest to jedynie element natury ludzkiej. Badacz wprawdzie powinien być elastyczny, ale nie jest przezroczysty. W miejscu badań antropolog również kreuje swoją postać i tej kreacji powinien się trzymać. Jeśli więc w środowisku, w którym przebywam, postrzegana jestem jako nauczycielka, nie mogę sobie pozwolić, aby młody chłopak, który mógłby być moim uczniem, żartował sobie z moich kompetencji językowych. Moim obowiązkiem jest pokazać mu kto w tym miejscu pełni jaką rolę.  I jest to również element mojej kreacji jako badacza.
     Te częste uczucie niezrozumienia, wyobcowania czy irytacji, jak również idące za tym poczucie niekompetencji często określane jest mianem szoku kulturowego. Jest to zjawisko dość powszechne w antropologii kulturowej.  Do szoku kulturowego, poza uczuciem wyobcowania, można dodać również uczucie rozczarowania np. w zetknięciu z trudnościami, o których badacz nie miał pojęcia. W moim przypadku dużym rozczarowaniem była ograniczona możliwość korzystania z aparatu. Byłam jak najbardziej świadoma trudności związanej z robieniem zdjęć np. na ulicy. Dlatego też przygotowałam się do tego poprzez zakup dość małego i cichego aparatu. Na miejscu okazało się jednak, że trudność ta znacznie przerosła moje oczekiwania. Rozczarowanie pojawia się nie tylko na poziomie czysto praktycznym, ale również na poziomie merytorycznym. Taki przypadek może pojawić się podczas wywiadu (szczególnie kiedy wywiad jest otwarty), kiedy respondent schodzi na zupełnie inny temat niż badacz sobie założył.  Miałam taką sytuację podczas pierwszych spotkań z jedną z muzułmanek. Nasza rozmowa dotyczyła zupełnie innej kwestii niż tego oczekiwałam. Chciałam porozmawiać z moją respondentką na temat jej opinii o miejscowych chrześcijanach, rozmowa zeszła jednak na temat teologii i porównywania Biblii z Koranem. Po spotkaniu byłam mocno rozczarowana.
     Antropolog kulturowy charakteryzuje się tym, że jest w pełni świadomy szoku kulturowego oraz trudności związanych z obserwacją czy wywiadami. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że praca w terenie to praca z ludźmi. Obserwacja dnia codziennego, nauczanie w szkole czy rozmowa z muzułmanką, to nie czytanie podręcznika antropologii, ale codzienna świadomość napotykania problemów i popełniania błędów, przy jednoczesnym wyciąganiu wniosków. Rozmowy o Biblii i Koranie, które w moim mniemaniu były zupełnie niepotrzebne, w ostateczności mogą doprowadzić mnie do finałowego wywiadu, który jest jednym z celów moich badań. Po przeanalizowaniu w późniejszym czasie całej tej sytuacji zauważyłam, że moim błędem była niecierpliwość. Z czasem bowiem dostrzegłam, że każde kolejne spotkanie, niezależnie od tego o czym było, prowadziło do wzbudzenia coraz większego zaufania ze strony respondentki do mojej osoby. Po każdym kolejnym spotkaniu, owa muzułmanka była bardziej otwarta i zakres tematyczny naszych rozmów poszerzał się. Uświadomiłam więc sobie, że kluczem do sukcesu jest po prostu cierpliwość i trzymanie ręki na pulsie. W tym przypadku intuicja antropologa pozwoliła mi uratować się przed zaprzepaszczeniem dobrego źródła informacji. Pomimo irytacji, postanowiłam czekać, słuchać i nie wpływać na przebieg spotkania, pozwalając na to, aby sytuacja potoczyła się własnym torem. Byłam jednak świadoma, że nie mogę również pozwolić, aby nasze rozmowy potoczyły się w zupełnie przeciwnym kierunku.  W całej tej sytuacji należy więc balansować pomiędzy improwizacją, a zaplanowaną przez nas wcześniej metodą badawczą.
       Ponownie więc pozwolę sobie podkreślić, że to co towarzyszy badaczowi w pierwszym kontakcie z badaną społecznością, to szok kulturowy, który objawia się poczuciem wyobcowania, zagubienia, rozczarowania, niekompetencji, przygnębienia, irytacji i dysonansu poznawczego. To co pozwala jednak wyróżnić badacza od zwykłego obserwatora danej społeczności, to pełna świadomość problemów jakie można napotkać w kontakcie z odmienną kulturą i umiejętność ich zidentyfikowania, opisania, przeanalizowania oraz obiektywnego wykorzystania w badaniu. Wszystko to wymaga sporej pracy i przygotowań, nie tylko pod kątem merytorycznym, ale przede wszystkim praktycznym.